Wakacyjny wyjazd w Sudety

W tym roku zakończenie wakacji w parafii MB Różańcowej na Piaskach Nowych było nietypowe – od 27 do 30 sierpnia trwała bowiem wyprawa

o turystyczno-pielgrzymkowym charakterze w Sudety, w której uczestniczyły także osoby z innych krakowskich parafii i okolicznych miejscowości, a nawet dwie osoby z Włoch.
Dzień I

Wyprawa rozpoczęła się w czwartkowy poranek, 27 sierpnia, Mszą św. o godz. 7 rano, w której uczestniczyliśmy w bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa (oo. jezuitów). Następnie wyruszyliśmy w drogę, by w samo południe rozpocząć zwiedzanie Kopalni Złota „Złoty Stok” w Kłodzku. Zobaczyliśmy, jak dawniej wydobywało się złoto, dowiedzieliśmy się, ile ton skały trzeba było wydobyć, by otrzymać kilka gram drogocennego kruszcu, a podziemnymi tunelami chodziliśmy szukając legendarnego gnoma. Chętni zjechali też nietypową zjeżdżalnią, a na wszystkich czekało muzeum pełne pięknych kamieni szlachetnych.

Następnie pojechaliśmy zwiedzać twierdzę Kłodzko, składającą się z części podziemnej i naziemnej. Twierdza, będąca częścią fortyfikacji tego regionu, była własnością armii pruskiej, w której żołnierze służyli obowiązkowo 20 lat. Tylko kilka procent z nich służbę kończyło po takim czasie wychodząc z armii o własnych siłach. Większość żołnierzy – także Polaków, wcielanych przymusowo do armii pruskiej – ginęło w walce, albo umierało w wyniku chorób, czy braku higieny.
W podziemnej części twierdzy, będącej labiryntem, w którym bez opieki przewodnika można zgubić się w ciemnościach, czekało na nas sporo niespodzianek wymagających nieco siły i sprawności fizycznych. Odważni mogli bowiem przejść niewielki jego odcinek kucając lub idąc na kolanach – inaczej, ze względu na wąski korytarz i niski strop, nie było to możliwe. W części naziemnej zobaczyliśmy, jak żołnierze mieszkali, jedli posiłki, grali w karty, oraz w jakich warunkach byli operowani. W czasie wojny lekarz odcinał nawet kilkadziesiąt kończyn dziennie – bez znieczulenia i zupełnie nie dbając o higienę.

Wieczorem dotarliśmy do pensjonatu w Szczytnej, na kolację i nocleg. „Pod skałką” spędziliśmy wszystkie 3 noce.

Dzień 2

Piątek rozpoczęliśmy Mszą św. w parafialnym kościele w Szczytnej. Następnie pojechaliśmy do Czech, do Adrspach, by kilka godzin spędzić w przepięknym rezerwacie, czyli w Teplicko-Adrspackim Skalnym Mieście. Chodziliśmy tam między skalnymi labiryntami, podziwiając, co natura potrafi wyrzeźbić w wielkich głazach i uwieczniając to, robiąc mnóstwo zdjęć.

Popołudniu pojechaliśmy do miejscowości Dvur Kralove, gdzie znajduje się słynne ZOO Safari Park – największy ogród zoologiczny w tej części Europy. Część zwierząt w tym ZOO nie jest zamknięta w klatkach, jak w innych ogrodach zoologicznych, ale żyją one w warunkach naturalnych, a turyści oglądają je jeżdżąc specjalnym autobusem, lub autami.

ZOO Safari Park może się też poszczycić największą na świecie ilością żyraf żyjących poza Afryką.

W drodze powrotnej do pensjonatu nie mogło także zabraknąć zakupów w czeskim sklepie – na słynną czekoladę „Studencką” chętni byli wszyscy!

Dzień III

Sobotni poranek zafundował nam niespodziankę – po upalnym piątku nastał chłodny i mglisty dzień. Właśnie w takich warunkach część grupy wyruszyła w drogę na Szczeliniec, czyli najwyższy szczyt Sudetów. Pozostała część grupy, która nie czuła się na siłach, pozostała w autokarze, a kilka osób postanowiło dobrze wykorzystać czas jadąc – „na własną rękę” do Kudowej Zdroju i do Czech.

Nazwa góry „Szczeliniec” nie jest przypadkowa – znajduje się tam bowiem charakterystyczny labirynt skalny o długości ok. 600 m. Część trasy pokonuje się przeciskając się przez wąskie szczeliny skalne, a kilka najtrudniejszych odcinków nie bez powodu zostało nazwanych odpowiednio: Czyściec, Piekło i Niebo. Choć pogoda nie pozwoliła nam niestety podziwiać pięknych panoram rozpościerających się z punktów widokowych i ze szczytu Szczelińca, to i tak wyprawa dostarczyła mnóstwa wrażeń i dla wielu osób była sprawdzianem kondycji fizycznej. Pozwoliła też podziwiać kolejne skalne rzeźby, które zachwycały „pomysłowością” natury. Spostrzegawczy w wielkich skałach mogli dostrzec m.in. delfina, rybę, głowę wielbłąda, wielkanocnego zająca, ludzkie twarze – nawet rozmawiające ze sobą, czy głowę żołnierza.

Popołudniu pojechaliśmy z kolei do rezerwatu „Błędne skały”, czyli wielkiego skalnego labiryntu. Gdyby ktoś chciał pokonać go bez przewodnika, nie byłoby to dobrym pomysłem, bo bardzo łatwo jest pomylić drogę i zabłądzić.

W labiryncie przewodnik znów zwracał naszą uwagę na skalne rzeźby – m.in. wielkie grzyby. Znajduje się tam również kilka odcinków, w których trzeba przeciskać się przez wąskie korytarze – przeszkadzają w tym nawet plecaki.

Pomiędzy wyjściem na Szczeliniec, a przeciskaniem się przez Błędne Skały, w naszej podróży pojawił się element pielgrzymkowo-sakralny. Odwiedziliśmy bowiem Wambierzyce, gdzie znajduje się znana bazylika Maryjna. Tam też uczestniczyliśmy w Mszy św., po której poszliśmy zobaczyć słynną, ruchową szopkę wambierzycką, czynną prawie przez cały rok – z wyjątkiem Bożego Narodzenia.

Dzień IV

Niedzielę rozpoczęliśmy od spakowania się, a po śniadaniu, pojechaliśmy na Msze św. do kościoła w Szczytnej. Po Mszy pojechaliśmy natomiast do Kudowej Zdroju, gdzie pierwszym punktem programu było odwiedzenie słynnej Kaplicy Czaszek (znajdującej się w Czermnej, nieopodal Kudowej).

Następnie udaliśmy się do Parku Zdrojowego, gdzie w czasie wolnym można było odpocząć, poopalać się (bo temperatura wynosiła 35 stopni w słońcu), napić się uzdrowiskowej wody, albo po prostu – iść na lody.

Po czasie wolnym wyruszyliśmy już w stronę Krakowa, gdzie – z małymi przygodami – dotarliśmy ok. godz. 19.

Uczestnicy wyjazdu w Sudety za zorganizowanie go i opiekę dziękują panu Janowi Jurzeckiemu, ks. proboszczowi Ireneuszowi Okarmusowi, a panu kierowcy Marku, za to, że bezpiecznie zawiózł nas do celu i z powrotem.

Monika